Historię
Jana Jarmakiewicza poznałem niejako od końca, bo za sprawą albumu z
fotografiami z jego pogrzebu, który zachował się w rodzinnym archiwum krewnych
lotnika. Po dłuższej wymianie korespondencji z siostrzenicą pilota – panią
Lucyną Masiak – postanowiłem przedstawić losy Jana na podstawie informacji
zawartych we wspomnianym albumie. Myślę, że warto ocalić od zapomnienia
kolejnego lotnika, który wiedziony swoim młodzieńczym marzeniem o lataniu stracił
życie za sterami myśliwskiego samolotu niemalże dokładnie rok przed wybuchem
drugiej wojny światowej (23 września 1938 roku).
Jan
Jarmakiewicz urodził się 6 sierpnia 1914 roku w Nowoświęcianach
na Wileńszczyźnie (w literaturze można znaleźć datę 3 sierpnia 1914 roku). Jego rodzicami byli Antoni (pracownik kolei) i Maria z domu Winciun
(krawcowa). Po
skończeniu szkoły powszechnej uczęszczał do gimnazjum im. Joachima Lelewela w
Wilnie, a następnie do gimnazjum im. Ursyna Niemcewicza w Brześciu nad Bugiem,
które ukończył w 1936 roku.
Jan Jarmakiewicz z kolegami ze szkoły (drugi od prawej).
Jak
wielu jego rówieśników w przedwojennej Polsce, Jan od najmłodszych lat był
zafascynowany lotnictwem. Marzył, by zasiąść za sterami samolotu i wzbić się w
przestworza, poczuć ich nieograniczoną przestrzeń, poznać i okiełznać
powietrzny żywioł. Wyobraźnię z pewnością rozpalały wyczyny polskich
pilotów-akrobatów, liczne pokazy lotnicze i wszechobecne szybowiska na terenie
całego kraju. Był pilnym i zdolnym uczniem, bo wiedział, że jeśli jego marzenia
o lataniu miały się ziścić, to nie mógł mieć problemów w szkole.
Szybowiec Czajka II i uczestnicy obozu szybowcowego w
Ustrzykach Dolnych. Jan Jarmakiewicz stoi drugi od prawej.
Będąc
jeszcze uczniem, wstąpił w szeregi Klubu Lotniczego Podlaskiej Wytwórni
Samolotów w Białej Podlaskiej, gdzie ukończył kurs szybowcowy i silnikowy. W albumie
rodzinnym znalazła się fotografia, na której widzimy go pośród kursantów przy
szybowcu Czajka II na jednym z szybowisk. Siostra Jana – pani Medarda Szewczuk –
wspominała, że uczestniczył on w obozie szybowcowym w Ustrzykach Dolnych, co
może sugerować miejsce wykonania fotografii. Jan latał i szkolił się również na
maszynach RWD-8 – zarówno aeroklubowych, jak i wojskowych.
Jan
Jarmakiewicz otrzymał przydział wojskowy do 5. Pułku Lotniczego w Lidzie, gdzie
rozpoczął szkolenie podstawowe. Następnie odbył kurs w Szkole Pilotów w
Bydgoszczy, skąd trafił na Kurs Wyższy Pilotażu w Grudziądzu w 1938 roku, gdzie
osiągał bardzo dobre wyniki w pilotażu, za co był kilkakrotnie wyróżniany. Jedno
ze zdjęć sugeruje także jego udział w Krajowych Zawodach Lotniczych.
Ostatni dzień służby
O ostatnich, niestety tragicznych, losach Jana
Jarmakiewicza wiemy bardzo wiele. W relacjach rodzinnych zachował się przekaz o
dniu i okolicznościach jego śmierci, które zostały przedstawione najbliższej
rodzinie przez wojskowych, którzy zawiadomili rodzinę o tragedii. Oto jak
zapamiętała tę relację Lucyna Masiak (siostrzenica Jana):
Był to ich ostatni dzień pobytu w
wojsku, dzień przejścia ze służby wojskowej do cywila. Wszyscy cieszyli się już
z powrotu do domu i szykowali się do opuszczenia jednostki wojskowej. Jednak
miało się to przedłużyć jeszcze o jeden dzień, ponieważ do Grudziądza
przyjechali wyżsi rangą oficerowie, a dowódca zarządził, aby przed odejściem do
cywila dać ostatni pokaz umiejętności pilotażu przed tak znakomitym gronem
obserwatorów.
Piloci
wsiedli więc do maszyn i wzbili się w powietrze. Nikt wtedy nie wiedział, że
będzie to ostatni lot mego stryja. Podczas wykonywania jakiejś figury w powietrzu,
a była to najprawdopodobniej „beczka”, z przelatującego w pobliżu stryja innego
samolotu urwała się (nie wiem czy to możliwe) jakaś stalowa lina, która
uderzyła go w głowę. Utrata przytomności, a co za tym idzie brak panowania nad
sterami, spowodowała to, że samolot pikował i uderzył w ziemię. Prawdopodobnie
samolot, a właściwie jego szczątki stanęły w ogniu, co potwierdza fakt, że
trumny w dniu pogrzebu nie otwarto, aby rodzina mogła go zobaczyć.
Znacznie
więcej szczegółów przybliża rodzona siostra Jana, która w 1991 roku w liście do
redakcji Lotnictwa z Szachownicą pisała:
Po jego śmierci otrzymaliśmy akt
zgonu z opisem przyczyny katastrofy. Otóż były ćwiczenia powietrzne. Kolega
brata leciał w jednym samolocie, mając przyczepioną metalową linkę z rękawem. Zadaniem
brata było obstrzeliwanie z drugiego samolotu owego rękawa. W pewnym momencie
linka zaczepiła o samolot brata i wżarła się w lotkę skrzydła. Kolega poczuł
silne szarpnięcie i odczepił linkę od swego samolotu, linka zaś zaczęła się
owijać o kadłub samolotu brata. Wreszcie uderzyła go w skroń i nastąpiła utrata
przytomności i samolot, początkowo łagodnie, następnie korkociągiem, runął na
ziemię z wysokości 500 metrów. Powstał pożar. W pobliżu przy szosie pracowali
robotnicy, którzy natychmiast ciężarówką przywieźli piasek i ugasili płonący samolot.
Ciało brata jeszcze całe drgało, lecz w głowie były wciśnięte wszystkie zegary.
Tak skończył swój młody żywot mój drogi brat.
Opis
tego zdarzenia jest również zawarty w monografii samolotu PZL P.7a wydawnictwa
AJ-Press. Wyjaśnia on w pełni wątpliwość, czy było możliwe, aby stalowa linka
zerwała się i śmiertelnie raniła pilota podczas lotu. Otóż kolizje z rękawami
do strzelań powietrznych zdarzały się wielokrotnie. Piloci byli uczeni, aby strzelać
celnie i z bliskiej odległości. Wiedziano już wówczas (w 1938 roku), że siła
ognia i prędkość naszych myśliwców (nawet nowszych P.11a i P.11c) nie dorówna w
ewentualnej walce samolotom niemieckim (widmo wojny było już wyczuwalne). Dowódcy
kładli zatem duży nacisk na sprawne podejście z przewagi wysokości, atak,
wyciągnięcie i kolejny atak po wykonaniu szybkiej beczki. Ogień otwierano z
bliskiej odległości, aby ostrzał był jak najskuteczniejszy. Jan Jarmakiewicz
mógł podczas takiego manewru zahaczyć o linę, która zaklinowała się między
lotką a płatem. W sytuacji awaryjnej wypięta przez pilota maszyny holującej lina
mogła nieszczęśliwie ugodzić pilota, co potwierdza tragiczny los Jarmakiewicza.
Pogrzeb
Najwięcej
zdjęć w rodzinnym archiwum dotyczy pogrzebu Jana Jarmakiewicza. Zachował się
album, w którym umieszczono aż 71 fotografii z tej smutnej uroczystości. Ich
analiza również odsłania kilka interesujących faktów. W kondukcie pogrzebowym,
poza rodziną i najbliższymi pilota, widać całą grupę wysokich rangą oficerów
oraz niższych stopniem pilotów i pilotów-uczniów ze szkoły w Grudziądzu. Pośród
tej grupy możemy dostrzec także czterech lotników bułgarskich, którzy pojawiają
się na kilku zdjęciach z Kursu Wyższego Pilotażu w Grudziądzu z 1938 roku.
Trumna ze zmarłym Janem Jarmakiewiczem jest transportowana na honorowej lawecie, za którą służy kadłub samolotu PWS-10. Na wieku trumny wyraźnie widać położoną na nim pilotkę i lotnicze gogle.
Lotnicy bułgarscy w kondukcie pogrzebowym.
Ostatnie zdjęcie jest oznaczone strzałką, pod którą widnieje niewyraźny podpis „Edward
Zdzitowiecki”. Jak wspomina cytowana już siostra Jana, Edward Zdzitowiecki był
kolegą Jana i to on odebrał rodzinę z dworca, gdy ta przyjechała na pogrzeb:
Posyłam również zdjęcie pogrzebowe z
fotografią kolegi mego brata Edwarda Zdzitowieckiego, który był z nim razem w
Lidzie i w Grudziądzu. On to między innymi spotkał nas na dworcu, kiedy
przyjechaliśmy na pogrzeb. Z Grudziądza wrócił do swej jednostki w Lidzie, a
potem był wysłany do Wilna na lotnisko „Porubanek”. Tam w katastrofie zginął
nad miastem w końcu marca 1939 roku.
(Kpr. pil. Edward Zdzitowiecki ze 151. EM zginął na P.11c podczas lotu treningowego (kolizja w powietrzu) 3 lipca 1939 roku. W wyniku zderzenia śmierć poniósł także ppor. pil. Edward Gruba).
Grób
Grób Jana Jarmakiewicza tuż po pogrzebie (bez krzyża). W tle mogiła Lucjana Czerniaka.
Na temat grobu Jana Jarmakiewicza pisała jego siostrzenica:
Jeszcze jako
dorastająca panienka miałam okazję raz być na tym cmentarzu. Kiedy tam byłam
zajmowali się nim harcerze, był też krzyż z ramionami w
kształcie śmigła i tabliczka z nazwiskiem i datą śmierci. W tamtym czasie grób
wyróżniał się spośród innych, bo posiadał okazały wysoki krzyż wykonany ze
śmigła oraz cementową obmurówkę z biało-czerwoną szachownicą na każdym rogu i
wmurowany w przednią ścianę symbol polskiego orła lotniczego. Po prawej i po
lewej stronie, a także za nim, były groby innych wojskowych – wszystkie takie
same z małymi jednakowymi krzyżami.
Wygląd grobu potwierdzają
zdjęcia z albumu, ale tutaj pojawia się kolejna ciekawa historia. Otóż za
grobem Jana Jarmakiewcza, na zdjęciach wykonanych w 1938 roku, widać podobny
krzyż wykonany ze śmigła oraz tabliczkę z nazwiskiem pochowanego tam lotnika.
Po dokładnym przyjrzeniu się zdjęciu udało się odszyfrować zapis na tabliczce.
Okazało się, że spoczywa tam kpr. pil. Lucjan Czerniak, który zginął w wypadku
27.09.1935 na samolocie PZL P.7a nr 6.57. Podczas podejścia do lądowania pilot
nie zauważył stojącej na ziemi innej maszyny i w ostatniej chwili chciał ją
wyminąć. Gwałtowny manewr spowodował przeciągnięcie i uderzenie w ziemię w
pozycji odwróconej. Pilot zginął na miejscu.
Mogiły Jana Jarmakiewicza i Lucjana Czerniaka – obie z krzyżami ze śmigieł, widać wyraźnie, że grób Jana Jarmakiewicza był ziemny.
Co ciekawe, na
fotografii grobu Jana Jarmakiewicza z 1948 roku mogiły Lucjana Czerniaka już
nie ma. Na
fotografiach z pogrzebu widać wyraźnie, że mogiła Lucjana Czerniaka miała
formę małego postumentu – pasującego dokładnie do tego z opisu przytoczonego
przez siostrzenicę Jana. Na zdjęciach grób Jana Jarmakiewicza jest
przykryty wieńcami kwiatów, ale miał on wówczas formę ziemną.
Dopiero w późniejszym czasie dodano krzyż sporządzony ze śmigła oraz tabliczkę
epitafijną. Seria niewiele późniejszych zdjęć potwierdza, że oba groby posiadały krzyże ze śmigieł i że mogiły znajdowały się w bezpośrednim sąsiedztwie, ale tylko grób Lucjana Czerniaka
posiada murowany postument z szachownicami w każdym rogu i wmurowaną „gapą”. Zaskakujące jest jednak to, że na zdjęciu z 1948 roku widzimy taki właśnie
murowany grób, ale z krzyżem-śmigłem oraz tabliczką z mogiły… Jana
Jarmakiewicza! Czyżby doszło do jakiejś pomyłki w
latach powojennych? Być może krewni Lucjana Czerniaka ekshumowali zmarłego, a pozostawiony postument połączono z krzyżem i tabliczką Jana? Sprawa wymaga dalszych badań.
Warto dodać, że
sama murowana mogiła nadal istnieje na cmentarzu w
Grudziądzu. Jak widać
jest dość zaniedbana. Myślę, że warto zbadać, kto faktycznie jest tam pochowany. Być może ktoś z czytelników będzie umiał w tej kwestii pomóc?
Pani
Lucynie Masiak serdecznie dziękuję za pomoc w opracowaniu niniejszego artykułu i
podzielenie się zdjęciami z rodzinnego archiwum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz