poniedziałek, 5 września 2016

Przerwany życiorys Jana Jarmakiewicza


Historię Jana Jarmakiewicza poznałem niejako od końca, bo za sprawą albumu z fotografiami z jego pogrzebu, który zachował się w rodzinnym archiwum krewnych lotnika. Po dłuższej wymianie korespondencji z siostrzenicą pilota – panią Lucyną Masiak – postanowiłem przedstawić losy Jana na podstawie informacji zawartych we wspomnianym albumie. Myślę, że warto ocalić od zapomnienia kolejnego lotnika, który wiedziony swoim młodzieńczym marzeniem o lataniu stracił życie za sterami myśliwskiego samolotu niemalże dokładnie rok przed wybuchem drugiej wojny światowej (23 września 1938 roku).



Jan Jarmakiewicz urodził się 6 sierpnia 1914 roku w Nowoświęcianach na Wileńszczyźnie (w literaturze można znaleźć datę 3 sierpnia 1914 roku). Jego rodzicami byli Antoni (pracownik kolei) i Maria z domu Winciun (krawcowa). Po skończeniu szkoły powszechnej uczęszczał do gimnazjum im. Joachima Lelewela w Wilnie, a następnie do gimnazjum im. Ursyna Niemcewicza w Brześciu nad Bugiem, które ukończył w 1936 roku.

Jan Jarmakiewicz z kolegami ze szkoły (drugi od prawej).


Jak wielu jego rówieśników w przedwojennej Polsce, Jan od najmłodszych lat był zafascynowany lotnictwem. Marzył, by zasiąść za sterami samolotu i wzbić się w przestworza, poczuć ich nieograniczoną przestrzeń, poznać i okiełznać powietrzny żywioł. Wyobraźnię z pewnością rozpalały wyczyny polskich pilotów-akrobatów, liczne pokazy lotnicze i wszechobecne szybowiska na terenie całego kraju. Był pilnym i zdolnym uczniem, bo wiedział, że jeśli jego marzenia o lataniu miały się ziścić, to nie mógł mieć problemów w szkole.


Szybowiec Czajka II i uczestnicy obozu szybowcowego w Ustrzykach Dolnych. Jan Jarmakiewicz stoi drugi od prawej.

Będąc jeszcze uczniem, wstąpił w szeregi Klubu Lotniczego Podlaskiej Wytwórni Samolotów w Białej Podlaskiej, gdzie ukończył kurs szybowcowy i silnikowy. W albumie rodzinnym znalazła się fotografia, na której widzimy go pośród kursantów przy szybowcu Czajka II na jednym z szybowisk. Siostra Jana – pani Medarda Szewczuk – wspominała, że uczestniczył on w obozie szybowcowym w Ustrzykach Dolnych, co może sugerować miejsce wykonania fotografii. Jan latał i szkolił się również na maszynach RWD-8 – zarówno aeroklubowych, jak i wojskowych. 



Jan Jarmakiewicz otrzymał przydział wojskowy do 5. Pułku Lotniczego w Lidzie, gdzie rozpoczął szkolenie podstawowe. Następnie odbył kurs w Szkole Pilotów w Bydgoszczy, skąd trafił na Kurs Wyższy Pilotażu w Grudziądzu w 1938 roku, gdzie osiągał bardzo dobre wyniki w pilotażu, za co był kilkakrotnie wyróżniany. Jedno ze zdjęć sugeruje także jego udział w Krajowych Zawodach Lotniczych.

Ostatni dzień służby



O ostatnich, niestety tragicznych, losach Jana Jarmakiewicza wiemy bardzo wiele. W relacjach rodzinnych zachował się przekaz o dniu i okolicznościach jego śmierci, które zostały przedstawione najbliższej rodzinie przez wojskowych, którzy zawiadomili rodzinę o tragedii. Oto jak zapamiętała tę relację Lucyna Masiak (siostrzenica Jana): 

Był to ich ostatni dzień pobytu w wojsku, dzień przejścia ze służby wojskowej do cywila. Wszyscy cieszyli się już z powrotu do domu i szykowali się do opuszczenia jednostki wojskowej. Jednak miało się to przedłużyć jeszcze o jeden dzień, ponieważ do Grudziądza przyjechali wyżsi rangą oficerowie, a dowódca zarządził, aby przed odejściem do cywila dać ostatni pokaz umiejętności pilotażu przed tak znakomitym gronem obserwatorów.
Piloci wsiedli więc do maszyn i wzbili się w powietrze. Nikt wtedy nie wiedział, że będzie to ostatni lot mego stryja. Podczas wykonywania jakiejś figury w powietrzu, a była to najprawdopodobniej „beczka”, z przelatującego w pobliżu stryja innego samolotu urwała się (nie wiem czy to możliwe) jakaś stalowa lina, która uderzyła go w głowę. Utrata przytomności, a co za tym idzie brak panowania nad sterami, spowodowała to, że samolot pikował i uderzył w ziemię. Prawdopodobnie samolot, a właściwie jego szczątki stanęły w ogniu, co potwierdza fakt, że trumny w dniu pogrzebu nie otwarto, aby rodzina mogła go zobaczyć.


Znacznie więcej szczegółów przybliża rodzona siostra Jana, która w 1991 roku w liście do redakcji  Lotnictwa z Szachownicą pisała:

Po jego śmierci otrzymaliśmy akt zgonu z opisem przyczyny katastrofy. Otóż były ćwiczenia powietrzne. Kolega brata leciał w jednym samolocie, mając przyczepioną metalową linkę z rękawem. Zadaniem brata było obstrzeliwanie z drugiego samolotu owego rękawa. W pewnym momencie linka zaczepiła o samolot brata i wżarła się w lotkę skrzydła. Kolega poczuł silne szarpnięcie i odczepił linkę od swego samolotu, linka zaś zaczęła się owijać o kadłub samolotu brata. Wreszcie uderzyła go w skroń i nastąpiła utrata przytomności i samolot, początkowo łagodnie, następnie korkociągiem, runął na ziemię z wysokości 500 metrów. Powstał pożar. W pobliżu przy szosie pracowali robotnicy, którzy natychmiast ciężarówką przywieźli piasek i ugasili płonący samolot. Ciało brata jeszcze całe drgało, lecz w głowie były wciśnięte wszystkie zegary. Tak skończył swój młody żywot mój drogi brat. 


Opis tego zdarzenia jest również zawarty w monografii samolotu PZL P.7a wydawnictwa AJ-Press. Wyjaśnia on w pełni wątpliwość, czy było możliwe, aby stalowa linka zerwała się i śmiertelnie raniła pilota podczas lotu. Otóż kolizje z rękawami do strzelań powietrznych zdarzały się wielokrotnie. Piloci byli uczeni, aby strzelać celnie i z bliskiej odległości. Wiedziano już wówczas (w 1938 roku), że siła ognia i prędkość naszych myśliwców (nawet nowszych P.11a i P.11c) nie dorówna w ewentualnej walce samolotom niemieckim (widmo wojny było już wyczuwalne). Dowódcy kładli zatem duży nacisk na sprawne podejście z przewagi wysokości, atak, wyciągnięcie i kolejny atak po wykonaniu szybkiej beczki. Ogień otwierano z bliskiej odległości, aby ostrzał był jak najskuteczniejszy. Jan Jarmakiewicz mógł podczas takiego manewru zahaczyć o linę, która zaklinowała się między lotką a płatem. W sytuacji awaryjnej wypięta przez pilota maszyny holującej lina mogła nieszczęśliwie ugodzić pilota, co potwierdza tragiczny los Jarmakiewicza.



Pogrzeb

Najwięcej zdjęć w rodzinnym archiwum dotyczy pogrzebu Jana Jarmakiewicza. Zachował się album, w którym umieszczono aż 71 fotografii z tej smutnej uroczystości. Ich analiza również odsłania kilka interesujących faktów. W kondukcie pogrzebowym, poza rodziną i najbliższymi pilota, widać całą grupę wysokich rangą oficerów oraz niższych stopniem pilotów i pilotów-uczniów ze szkoły w Grudziądzu. Pośród tej grupy możemy dostrzec także czterech lotników bułgarskich, którzy pojawiają się na kilku zdjęciach z Kursu Wyższego Pilotażu w Grudziądzu z 1938 roku.

Trumna ze zmarłym Janem Jarmakiewiczem jest transportowana na honorowej lawecie, za którą służy kadłub samolotu PWS-10. Na wieku trumny wyraźnie widać położoną na nim pilotkę i lotnicze gogle.






Lotnicy bułgarscy w kondukcie pogrzebowym.




Ostatnie zdjęcie jest oznaczone strzałką, pod którą widnieje niewyraźny podpis „Edward Zdzitowiecki”. Jak wspomina cytowana już siostra Jana, Edward Zdzitowiecki był kolegą Jana i to on odebrał rodzinę z dworca, gdy ta przyjechała na pogrzeb:

Posyłam również zdjęcie pogrzebowe z fotografią kolegi mego brata Edwarda Zdzitowieckiego, który był z nim razem w Lidzie i w Grudziądzu. On to między innymi spotkał nas na dworcu, kiedy przyjechaliśmy na pogrzeb. Z Grudziądza wrócił do swej jednostki w Lidzie, a potem był wysłany do Wilna na lotnisko „Porubanek”. Tam w katastrofie zginął nad miastem w końcu marca 1939 roku.

(Kpr. pil. Edward Zdzitowiecki ze 151. EM zginął na P.11c podczas lotu treningowego (kolizja w powietrzu) 3 lipca 1939 roku. W wyniku zderzenia śmierć poniósł także ppor. pil. Edward Gruba).


Grób

Grób Jana Jarmakiewicza tuż po pogrzebie (bez krzyża). W tle mogiła Lucjana Czerniaka.


Na temat grobu Jana Jarmakiewicza pisała jego siostrzenica: 

Jeszcze jako dorastająca panienka miałam okazję raz być na tym cmentarzu. Kiedy tam byłam zajmowali się nim harcerze, był też krzyż z ramionami w kształcie śmigła i tabliczka z nazwiskiem i datą śmierci. W tamtym czasie grób wyróżniał się spośród innych, bo posiadał okazały wysoki krzyż wykonany ze śmigła oraz cementową obmurówkę z biało-czerwoną szachownicą na każdym rogu i wmurowany w przednią ścianę symbol polskiego orła lotniczego. Po prawej i po lewej stronie, a także za nim, były groby innych wojskowych – wszystkie takie same z małymi jednakowymi krzyżami.

Wygląd grobu potwierdzają zdjęcia z albumu, ale tutaj pojawia się kolejna ciekawa historia. Otóż za grobem Jana Jarmakiewcza, na zdjęciach wykonanych w 1938 roku, widać podobny krzyż wykonany ze śmigła oraz tabliczkę z nazwiskiem pochowanego tam lotnika. Po dokładnym przyjrzeniu się zdjęciu udało się odszyfrować zapis na tabliczce. Okazało się, że spoczywa tam kpr. pil. Lucjan Czerniak, który zginął w wypadku 27.09.1935 na samolocie PZL P.7a nr 6.57. Podczas podejścia do lądowania pilot nie zauważył stojącej na ziemi innej maszyny i w ostatniej chwili chciał ją wyminąć. Gwałtowny manewr spowodował przeciągnięcie i uderzenie w ziemię w pozycji odwróconej. Pilot zginął na miejscu.




Mogiły Jana Jarmakiewicza i Lucjana Czerniaka – obie z krzyżami ze śmigieł, widać wyraźnie, że grób Jana Jarmakiewicza był ziemny.


Co ciekawe, na fotografii grobu Jana Jarmakiewicza z 1948 roku mogiły Lucjana Czerniaka już nie ma. Na fotografiach z pogrzebu widać wyraźnie, że mogiła Lucjana Czerniaka miała formę małego postumentu – pasującego dokładnie do tego z opisu przytoczonego przez siostrzenicę Jana. Na zdjęciach grób Jana Jarmakiewicza jest przykryty wieńcami kwiatów, ale miał on wówczas formę ziemną. Dopiero w późniejszym czasie dodano krzyż sporządzony ze śmigła oraz tabliczkę epitafijną. Seria niewiele późniejszych zdjęć potwierdza, że oba groby posiadały krzyże ze śmigieł i że mogiły znajdowały się w bezpośrednim sąsiedztwie, ale tylko grób Lucjana Czerniaka posiada murowany postument z szachownicami w każdym rogu i wmurowaną „gapą”. Zaskakujące jest jednak to, że na zdjęciu z 1948 roku widzimy taki właśnie murowany grób, ale z krzyżem-śmigłem oraz tabliczką z mogiły… Jana Jarmakiewicza! Czyżby doszło do jakiejś pomyłki w latach powojennych? Być może krewni Lucjana Czerniaka ekshumowali zmarłego, a pozostawiony postument połączono z krzyżem i tabliczką Jana? Sprawa wymaga dalszych badań.


Warto dodać, że sama murowana mogiła  nadal istnieje na cmentarzu w Grudziądzu. Jak widać jest dość zaniedbana. Myślę, że warto zbadać, kto faktycznie jest tam pochowany. Być może ktoś z czytelników będzie umiał w tej kwestii pomóc? 




Pani Lucynie Masiak serdecznie dziękuję za pomoc w opracowaniu niniejszego artykułu i podzielenie się zdjęciami z rodzinnego archiwum.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz